sobota, 3 stycznia 2015

Post(a) Romana

Post(a) Romana to książka, którą  razem Bogusławem Bujałą zamierzamy wydać w tym roku. Materiał jest pokłosiem naszej podróży po Rumunii. Polecam go szczególnie ze względu na teksty. Zdjęcia też będą i to całkiem sporo, około połowę objętości książki. Fotografie raczej nietypowe jak na mnie. Podczas podróży byłem kierowcą i operatorem kamery, robiłem bowiem film. W Post(a) Romana wykorzystuję zdjęcia robione aparatem, ale też klatki z materiału filmowego. Część kosztów potrzebnych do wydania książki poniesiemy sami, ale o kolejną część staramy się na crowdfundingowym portalu wspieramkulture.pl. Jeśli ktoś z Was chciałby mieć tę książkę to proszę o wsparcie projektu. Wsparcie polega na tym, że można książkę zamówić przed jej drukiem wpłacając niedużą kwotę. Namawiam. Książka powinna być dobrze zaprojektowana i fajnie wydana.





piątek, 2 stycznia 2015

Przewoźnika całuj z promu

Tym postem kończę na razie z krainą chmielu i tytoniu. Dziś kilka obrazków związanych z przeprawą promem przez Wisłę, z którego co jakiś czas korzystałem. To prom, który nie wykorzystuje stalowej liny, jak zazwyczaj funkcjonują rzeczne promy, tylko ma doczepioną do burty łódź motorową. Ta przeprawa za chwilę zniknie za sprawą mostu budowanego pomiędzy Solcem a Kamieniem. Miejscowi straszą, że jak most zostanie zbudowany to będzie wojna. Przetrwała bowiem pamięć o poprzednim moście, który w tym samym miejscu oddany został do użytku w lipcu 1939 roku, a we wrześniu tego samego roku już go nie było.
Na zdjęciach widać Srebrnego Szerszenia. Ten Garbus to mój pierwszy samochód. Fotografie mają więc prawie 20 lat. Kupiłem go po tym jak w Monachium w 1995 roku zdobyłem na konkursie Talente złoty medal rządu Bawarii za instalację. A potem tę pracę kupiły ode mnie Targi Monachijskie za 2 tys marek, co było wtedy dla studenta sporą sumą. Szerszenia miałem 6-7 lat, była to wersja zrobiona w Meksyku. Zjeździłem nim cały kraj, śpiąc w nim niejednokrotnie. Robiłem wtedy dużo zdjęć do przewodników turystycznych.
Fotografie z dwóch ostatnich postów były, oprócz dwóch, robione na diapozytywach. Mały obrazek Canonem T90 i Contaxem G1, a średni to Mamiya 645.


Na tym zdjęciu widać, że droga do promu kończy się kilkadziesiąt metrów za wcześnie. Prom normalnie cumuje za tą widoczną kępą drzew, bo tam jest dopiero naturalny brzeg rzeki. Droga jest więc podtopiona.

Na takich sytuacjach korzystali przewoźnicy łodziami. Z tym, że o transporcie samochodu trzeba było zapomnieć. Przepłynięcie nurtu Wisły dla sterującego pychówką było sporym wysiłkiem.

Tu widać prom z podczepioną łodzią motorową. Załoga to sternik w łodzi, kapitan zbierający kasę i najniższy rangą pomagier odpowiedzialny za opuszczanie trapu.

Ten slajd był zrobiony chwilę po tym jak prom przewiózł (na kilka razy) orszak weselny. Ślub był po jednej stronie rzeki, a wesele po drugiej. Młodzi zostawili załodze wódkę i mnóstwo kiełbasy. Do zdjęcia "Kapitan" kazał wódkę schować.

A to sprzęt znaleziony w jednej z okolicznych wsi. Mały prom z kabiną z karoserii z Nysy.

czwartek, 1 stycznia 2015

Starożytna Grecja, Kępa Gostecka, Wisła i zdjęcie na Nowy Rok


Na tym (sprzed prawie 20 lat) diapozytywie z małego obrazka figury w Kępie Gosteckiej są pomalowane, a nie białe jak współcześnie. Jak w Grecji, gdzie starożytna spuścizna oryginalnie też nie lśniła bielą. W 1997 roku widziałem fotografię w Rzeczpospolitej (to rok, w którym zalało Wrocław) gdzie znad wody wystawały tylko głowy figur z Kępy Gosteckiej, a pomiędzy nimi pływała motorówka straży pożarnej ratująca ludzi.

A to zdjęcie z czasów gdy zimy były jeszcze mroźne. Na wysokości Kamienia zauważyłem miejscowych przeprawiających się pieszo przez Wisłę. Nie mogłem sobie odmówić i zrobiłem to samo, w dwie strony. Nie dało się przejść w linii prostej, bo były miejsca gdzie pojawiał się nurt rzeki, ale klucząc dało się to zrobić bez problemu.

Po drodze minął mnie człowiek z rowerem

Stosuje się tu też inne formy transportu.

I w ogóle jest sielsko i miło, do czasu, bo Wisła to kawal rzeki,

i wody jest czasem za dużo, co widać na następnej fotografii.

Żółta linia na drzwiach oznacza poziom wody. A są to drzwi od remizy, czyli mieszczą się w nich duże i wysokie samochody straży pożarnej.

A potem można tylko czekać aż woda

opadnie.

I znów jest pięknie.

To zdjęcie dedykuję Wam na Nowy Rok. Cenię je. Jest tu kilka szczegółów. Ładna pogoda, błękitne niebo, zielona trawa i przekreślony znak miejscowości Wilków. Jak pisałem wcześniej, mały Wilków jest siedzibą gminy, która niemal w całości zniknęła pod wodą podczas wielkiej powodzi w 2010 roku. Sielankę tylko zakłócają uschnięte od dołu tuje (a może cyprysiki). Rośliny nie są jednak martwe, są zielone powyżej linii poziomu wody, która je zalała.



środa, 31 grudnia 2014

Porzeczki, agrest, truskawki - ciąg dalszy

To zdjęcia dokładnie sprzed roku. 26 grudnia 2013. Jak widać śniegu było jeszcze mniej. Figury z Kępy Gosteckiej pojawiają się po raz drugi. I to nie koniec. Może jutro uda mi się pokazać je po raz trzeci, na fotografii, zrobionej przeze mnie około 20 lat temu (sic!). I tu zaskoczenie.








Cukrownia w Opolu Lubelskim



wtorek, 30 grudnia 2014

Chmiel, tytoń, maliny, jabłka, buraki cukrowe.


Co jakiś czas, z doskoku, robię zdjęcia do tematu, który nie ma jeszcze nazwy. I właśnie przedwczoraj udało mi się znaleźć na to kilka godzin. Klucz do cyklu jest topograficzny. Interesuje mnie specyficzny rejon Lubelszczyzny. To pas z zachodu ograniczony Wisłą. Od północy zaczyna się mniej więcej na wysokości Podgórza, a kończy gdzieś koło Annopola. Lubię tu być. Uprawy buraków cukrowych, chmielu, tytoniu, malin, niezliczonych ilości sadów owocowych. W 2010 roku pod powierzchnią wody zniknęła tu niemal cała gmina Wilków. Zresztą "wielka woda" to temat aktualny w tych stronach prawie co roku. Wiele tutejszych małych osad trudno nazwać nawet wsiami. Kępa Chotecka, Kępa Solecka to jedne z moich ulubionych. Są też poważniejsze miejscowości, np. Opole Lubelskie z nieczynną już, powstałą w 1844 roku, cukrownią To rejon z historią, ale na razie nie o tym.
Dla mnie najbardziej ciekawe są te małe osady położone w monotonnym krajobrazie kształtowanym przez niezliczone uprawy. Wygląda to dość ubogo, w swoistym klimacie i kolorycie, który latem, staje się dla mnie w pewien sposób egzotyczny. Życie wyznaczone jest kalendarzem. Czas kwitnięcia, oprysków, zbiorów, transportu do punktów skupu. Można tu co chwila spotkać przykłady miejscowej zaradności w postaci konstruowania własnych urządzeń pomocnych plantatorom. Miejscowi mają tu swój własne poglądy i osąd świata, a jakość materialnego życia ograniczają anomalie klimatu i ceny skupu. Wszystko jest jakieś chwilowe i nietrwałe. Stare drewniane domy rozsypują się, sady mają ograniczoną żywotność, a duża część uprawianych roślin jest jednoroczna. Późna jesień i zima nadają tu specyficzny klimat hibernacji kiedy brak wegetacji ujmuje temu światu połowę objętości.