W sytuacji, w której wyraźnie
ujawniły się „dendrologiczne” postawy rodaków chciałbym
przypomnieć mój projekt fotograficzny, który realizowałem siedem
lat temu. Nazywał się „Współrzędne geograficzne – strach
przed utratą pamięci”. Polegał m.in. na tym, że zebrałem
nasiona, zwane popularnie kasztanami, z czerwonego kasztanowca (
Aesculus carnea), wspaniałego drzewa rosnącego, prawdopodobnie od
roku 1937, na moim łódzkim podwórku. Przezimowałem je, a potem
kiełkujące umieściłem w doniczkach. Opiekując się nimi przez
kilka miesięcy uzyskałem około 40 sadzonek. Z młodymi drzewami
wyruszyłem na kilkanaście wypraw po Polsce sadząc je w miejscach,
gdzie wydawało mi się mają szansę na przetrwanie. Była to swego
rodzaju „zielona partyzanka”. W miastach robiłem to nocą lub
wręcz przeciwnie, w środku dnia solidnie opalikowywałem drzewa i
doczepiałem własnoręcznie zrobioną „metkę”, żeby wyglądało
to na robotę jakiejś służby miejskiej. Choć dziś zrobiłbym to
trochę inaczej to chcę przypomnieć tamto przedsięwzięcie. W miejscy nasadzeń wykonywałem panoramy oraz prowadziłem fotograficzny dziennik podróży. Prowadziłem też wtedy pierwszego swojego bloga http://rawluk.blogspot.com/
Te czerwone płatki to przekwitnięte kwiaty naszego czerwonego kasztanowca, który raz w roku dekoruje w ten sposób podwórko. Na fotografii widać przygotowania do jednej z wypraw.
Fajna akcja, nie znałem :)
OdpowiedzUsuńWydałem nawet książkę z materiałem fotograficznym z tego przedsięwzięcia. W nakładzie 4 egz.
UsuńNa Polskę to dużo... ;)) Tu mało kto czyta książki.
UsuńBardzo inspirujące działanie, ciekawe co stało się z tymi drzewami?
OdpowiedzUsuńPlan działania zakłada kontynuację. To znaczy podróż co jakiś czas śladem drzew, mam wszystkie współrzędne geograficzne miejsc posadzenia, ale nie tylko bo też każdej fotografii, która powstała w tych podróżach. Co do losu drzew to nie do końca wychodzi tak jak oczekiwałem. Starałem się oczywiście znajdować miejsca gdzie będzie szansa by drzewa mogły rosnąć. Na przykład posadziłem je u kogoś przed domem, było to na Podlasiu, nad Biebrzą i wiąże się z tym fajna opowieść. Inną strategią było wymienianie sadzonych drzew przy drogach, niektóre z nich obumierają i czasami zamieniałem takie nieżywe drzewo na swoje. Sadziłem czasem w miastach, na trawniku, solidnie je opalikowując i doczepiając rodzaj metki z logo i nazwą mojego projektu, licząc że będzie to kojarzyło się z jakimś oficjalnym działaniem i sadzonek nikt nie usunie. Sadziłem też na pustkowiach. Nie miałem doświadczenia z tą odmianą kasztanowca, jej zaletą jest, że nie zjada go szkodnik niszczący populację kasztanowców białych, ale odwiedzając potem niektóre miejsca zobaczyłem ze zdziwieniem, że w następnych latach przyrosty są dużo mniejsze niż w pierwszym roku.Bo w pierwszym były znaczne. Liczyłem, że drzewa będą rosły dynamiczniej, kasztanowiec biały wyrasta przecież szybko na duże drzewo. Teraz powtórzę to może z innym gatunkiem, tylko wtedy nie będą to sadzonki z drzewa na które codziennie patrzę, choć... jest jeszcze buk, odmiana czerwonolistna, posadzony prawdopodobnie w tym samym okresie co kasztanowiec, czyli około 1937 roku (wtedy wybudowano kamienicę). A może jest starszy?
OdpowiedzUsuń