wtorek, 14 marca 2017

Drzewa

W sytuacji, w której wyraźnie ujawniły się „dendrologiczne” postawy rodaków chciałbym przypomnieć mój projekt fotograficzny, który realizowałem siedem lat temu. Nazywał się „Współrzędne geograficzne – strach przed utratą pamięci”. Polegał m.in. na tym, że zebrałem nasiona, zwane popularnie kasztanami, z czerwonego kasztanowca ( Aesculus carnea), wspaniałego drzewa rosnącego, prawdopodobnie od roku 1937, na moim łódzkim podwórku. Przezimowałem je, a potem kiełkujące umieściłem w doniczkach. Opiekując się nimi przez kilka miesięcy uzyskałem około 40 sadzonek. Z młodymi drzewami wyruszyłem na kilkanaście wypraw po Polsce sadząc je w miejscach, gdzie wydawało mi się mają szansę na przetrwanie. Była to swego rodzaju „zielona partyzanka”. W miastach robiłem to nocą lub wręcz przeciwnie, w środku dnia solidnie opalikowywałem drzewa i doczepiałem własnoręcznie zrobioną „metkę”, żeby wyglądało to na robotę jakiejś służby miejskiej. Choć dziś zrobiłbym to trochę inaczej to chcę przypomnieć tamto przedsięwzięcie. W miejscy nasadzeń wykonywałem panoramy oraz prowadziłem fotograficzny dziennik podróży. Prowadziłem też wtedy pierwszego swojego bloga http://rawluk.blogspot.com/








Te czerwone płatki to przekwitnięte kwiaty naszego czerwonego kasztanowca, który raz w roku dekoruje w ten sposób podwórko. Na fotografii  widać przygotowania do jednej z wypraw.



5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wydałem nawet książkę z materiałem fotograficznym z tego przedsięwzięcia. W nakładzie 4 egz.

      Usuń
    2. Na Polskę to dużo... ;)) Tu mało kto czyta książki.

      Usuń
  2. Bardzo inspirujące działanie, ciekawe co stało się z tymi drzewami?

    OdpowiedzUsuń
  3. Plan działania zakłada kontynuację. To znaczy podróż co jakiś czas śladem drzew, mam wszystkie współrzędne geograficzne miejsc posadzenia, ale nie tylko bo też każdej fotografii, która powstała w tych podróżach. Co do losu drzew to nie do końca wychodzi tak jak oczekiwałem. Starałem się oczywiście znajdować miejsca gdzie będzie szansa by drzewa mogły rosnąć. Na przykład posadziłem je u kogoś przed domem, było to na Podlasiu, nad Biebrzą i wiąże się z tym fajna opowieść. Inną strategią było wymienianie sadzonych drzew przy drogach, niektóre z nich obumierają i czasami zamieniałem takie nieżywe drzewo na swoje. Sadziłem czasem w miastach, na trawniku, solidnie je opalikowując i doczepiając rodzaj metki z logo i nazwą mojego projektu, licząc że będzie to kojarzyło się z jakimś oficjalnym działaniem i sadzonek nikt nie usunie. Sadziłem też na pustkowiach. Nie miałem doświadczenia z tą odmianą kasztanowca, jej zaletą jest, że nie zjada go szkodnik niszczący populację kasztanowców białych, ale odwiedzając potem niektóre miejsca zobaczyłem ze zdziwieniem, że w następnych latach przyrosty są dużo mniejsze niż w pierwszym roku.Bo w pierwszym były znaczne. Liczyłem, że drzewa będą rosły dynamiczniej, kasztanowiec biały wyrasta przecież szybko na duże drzewo. Teraz powtórzę to może z innym gatunkiem, tylko wtedy nie będą to sadzonki z drzewa na które codziennie patrzę, choć... jest jeszcze buk, odmiana czerwonolistna, posadzony prawdopodobnie w tym samym okresie co kasztanowiec, czyli około 1937 roku (wtedy wybudowano kamienicę). A może jest starszy?

    OdpowiedzUsuń