piątek, 29 grudnia 2017

Ruda

"Dawniej Ruda była zamieszkana także przez wielu Niemców i Żydów, którzy pozostawili po sobie znaczące dziedzictwo", to cytat z Wikipedii. Niedawno zrobiłem sobie przejażdżkę po tej części Łodzi, czyli po Rudzie Pabianickiej. Miłe miejsce...


wtorek, 26 grudnia 2017

Na Barlinek


Z cyklu "Sukcesje", Łódź, 2017

Trzy dni przed Wigilią zrobiłem kolejne zdjęcie do cyklu "Sukcesje". Wiatę z dachem porośniętym mchem zobaczyłem dwieście metrów od mojej kamienicy. Może wcześniej zieleń okolicznych drzew powodowała, że nie dostrzegałem tego motywu i potrzebny był szary grudzień by go zobaczyć. Na fotografii, obok przykładu sukcesji roślin w środowisku miejskim, widać także parę dżinsów leżącą  na trawniku. Trzy metry od ulicy Wólczańskiej, sześć od Radwańskiej, bezpośrednie przy szpitalu im. M.Pirogowa w Łodzi. Może ktoś chciał, przebrawszy się w piżamę pacjenta, do niego przeniknąć, a spodnie porzucił przy chodniku? Przenikanie do szpitala opisane jest w mojej ulubionej (w szkole podstawowej) książce. Zyzio Gnacki z Okistem przenikają w "Adelo zrozum mnie" Edmunda Niziurskiego. Pierwsza książka tego autora jaką czytałem i było to w drugiej lub trzeciej klasie, więc byłem na ten tytuł trochę za młody, ale od razu ją pokochałem.
 - na Barlinek? - spytał mężczyzna koło autobusowego przystanku. To już nie działo się w Łodzi. Dwadzieścia lat temu jechaliśmy w jedną z pierwszych dłuższych podróży, pierwszym własnym samochodem, Srebrnym Szerszeniem. Czekał pod moim blokiem na Bałutach, aż zrobię prawo jazdy, kupiłem go bowiem zanim jeszcze zrobiłem konieczne uprawnienia. Pieniądze na garbusa o pojemności silnika 1200, zrobionego w Meksyku miałem po zdobyciu złotego medalu na Talente 1996 w Monachium, a dokładnie po sprzedaży nagrodzonej pracy Targom Monachijskim. Tak więc przejeżdżaliśmy z Tamarą przez Gorzów Wielkopolski kierując się na północ. To było przed erą gps-ów, nie będąc pewnym drogi zatrzymaliśmy się na chwilę by stojącego koło przystanku autobusowego mężczyznę spytać o kierunek na Barlinek (jechaliśmy do mikroskopijnej miejscowości położonej w lasach właśnie w tamtym kierunku). Wskazówki były jak to zwykle bywa proste dla wskazującego, a dla nas już nie bardzo.
- to ja wam pokażę - zaoferował nieznajomy - jadę do Kłodawy, to po drodze...
Usiadł obok mnie, Tamara przeniosła się do tyłu. Ruszyliśmy.
- na Barlinek? - zapytał - na Barlinek! - odpowiedzieliśmy dziarsko.
Gdy po minucie zapytał jeszcze raz -  na Barlinek? -  nie widziałem w tym nic dziwnego. Ale gdy ta pytająca fraza pojawiła się po raz kolejny, kolejny i kolejny, zaniepokoiłem się. W lusterku widziałem, że Tamara też. Gdy spytał o to samo chyba po raz dwudziesty właśnie dojechaliśmy do Kłodawy. Odetchnąłem - dojechał pan, gdzie mam się zatrzymać? - powiedziałem.  - Na Barlinek? - usłyszeliśmy w odpowiedzi  - mogę tak z wami jechać do końca życia - powiedział spoglądając na mnie zamglonymi oczami i dodał - na Barlinek? Jechaliśmy więc razem dalej, mijały długie minuty, lasy i wsie - nie odpowiadaliśmy już na jego monotonne pytania.
Wysadziłem go siłą na przystanku PKS-u w jakiejś innej miejscowości. Wtedy zobaczyłem, że jest w kapciach i przypomniałem sobie, że w Gorzowie zatrzymaliśmy się na chwilę koło szpitala.
Dziś ostatni dzień Świąt, dżinsy leżą dalej.

niedziela, 24 grudnia 2017

Zwierzęta

 Będąc dzieckiem co roku w Wigilię słyszałem, że tego dnia dowiem się co o nas myślą.

 Z cyklu "Animals Town"

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Czortków

Przyglądając się zdjęciom załączonym do poprzedniego posta można zauważyć, że nastąpiła u mnie pewna zmiana. Przypomniałem sobie przy tej okazji o swoim dziadku, Józefie Rawluku, który chodził pisać pracę (doktorską, habilitacyjną zrobił później) na dworzec kolejowy Łódź Kaliska. Bo tam w poczekalni miał większy spokój niż w domu. Była to pierwsza połowa lat pięćdziesiątych, mieszkał z żoną i dziećmi w mikroskopijnym mieszkaniu w kamienicy przy ulicy Żeromskiego. Na Kaliski miał więc 20 minut piechotą. Dziadkowie przyjechali do Łodzi chyba w roku 1945. Był ekonomistą, zajmował się więc w PRL-u dziedziną, która nie przeszła próby czasu. Napisał sporo podręczników. Można je nawet od czasu do czasu znaleźć na popularnym portalu. Dziś znalazłem tam trzy aukcje.

 źródło:  Allegro.pl

Rodzinna miejscowość Józefa Rawluka to Turylcze w dawnym województwie tarnopolskim. W pobliskim Czortkowie w 1940 roku został uwięziony przez czerwonoarmistów za udział w powstaniu czortkowskim jego brat, Michał Rawluk, podobno doskonale zapowiadający się matematyk, najzdolniejszy z trójki braci (trzeci to Bernard). Po śledztwie został skazany na karę śmierci. O tym, że ten wyrok został z całą pewnością wykonany dowiedzieliśmy się dopiero kilkanaście lat temu, kiedy udało się dotrzeć do dokumentu, w którym radziecki sąd odrzuca prośbę o ułaskawienie. Przeglądając nieliczne informacje o tym szerzej nieznanym epizodzie antysowieckim jakim było powstanie czortkowskie, przeczytałem listę osób skazanych na śmierć: 1 podoficer zawodowy (plutonowy), 2 rolników, 1 uczeń piekarski, 1 księgowy, 1 malarz, 1 ekspedient, 1 masarz, 1 muzyk, 2 ślusarzy, 1 stolarz, 1 kierowca, 1 woźnica, 1 fryzjer, 1 kolejarz, 1 strażnik więzienny, 1 uczeń szkoły rolniczej, 1 uczeń szkoły handlowej i 2 gimnazjalistów. Michał Rawluk był gimnazjalistą.

 panorama Czortkowa, źródło: https://zas.bn.org.pl

 panorama Czortkowa, źródło: https://kresownianie.info


panorama Czortkowa, źródło: https:/kresy.pl


 

piątek, 15 grudnia 2017

Rozwiązanie

Otóż Bogusław Linda i Cezary Pazura idą do mnie.
A tak serio, to korytarz, którym skradają się, to ten sam, po którym, (chciałem napisać codziennie, ale aż tak ciężko nie mam) idę do pracy. Przechodzę wzdłuż tych samych ceglanych ścian by otworzyć Pracownię Dokumentu Fotograficznego.
Oczywiście jak kręcono Psy to byłem początkującym studentem Akademii Sztuk Pięknych, pamiętam B.L. i C.P. pałaszujących bigos w akademickim bufecie...







czwartek, 14 grudnia 2017

Quiz

Zagadka: w jakim wnętrzu sfilmowana została ta scena z Psów?
Jeśli kogoś to ciekawi, odpowiedź będzie jutro...


zdjęcie z serwisu gazeta.pl

środa, 13 grudnia 2017

czwartek, 7 grudnia 2017

Rysunek Gienia czego tu nie ma, czyli Gdańska 90.

Z cyklu 12.000, Gdańska 90, Łódź

E-dym, Planeta alkoholi i inne w kamienicy, której nie byłem w stanie zmieścić w jednym kadrze (przy ogniskowej 17mm). Fotografia jest więc złożona z dwóch zdjęć.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Gdańska 111

Z cyklu 12.000, Gdańska 111, Łódź

Budynek na zdjęciu to dom Reinholda Wyssa. W 1930 przeszedł na własność Diecezji Łódzkiej. Obecnie mieszczą się w nim biura Caritas, Dom Dziennego Pobytu dla seniorów, Specjalistyczna Świetlica Środowiskowa dla dzieci oraz Kuchnia Społeczna dla ubogich.
Na stronie Beadeker łódzki znalazłem dokładniejsze informacje o pierwszym właścicielu. "Reinhold Wyss był założycielem i właścicielem założonej w 1870 roku pierwszej w Polsce fabryki szpulek i wyrobów drzewnych. W końcu XIX wieku produkcja oscylowała wokół 350 tysięcy drewnianych szpulek do nici o wartości 180 tysięcy rubli. Po śmierci właściciela fabryką zarządzali spadkobiercy, ale firma nadal pozostawała w rękach rodziny Wyss. Po przekształceniu w spółkę o charakterze rodzinnym spadkobiercy ww. właściciela wdrożyli nowe technologie i znacznie rozszerzyli asortyment produkcji. Zakład w okresie międzywojennym posiadał własny tartak i zatrudniał 175 osób"


 fotografia z http://baedekerlodz.blogspot.com

sobota, 18 listopada 2017

100.000

Przeglądając pudełko ze starymi zdjęciami znalazłem mandat, którego, jak mi się wydaje, nie zapłaciłem do tej pory...
 

piątek, 10 listopada 2017

TKJ


Pojechałem nie tylko uzupełnić braki paliwa, ale i umyć brudny, jak ciągnik po powrocie z pola, samochód. Wjeżdżając na oświetloną na zielono stację benzynową brytyjskiego koncernu zauważyłem, że oba stanowiska samoobsługowej ręcznej myjni są zajęte. Jedno przez volvo, drugie przez skodę octavię z rowerowym bagażnikiem z tyłu, dodatkowo trzeci samochód stał w kolejce. Trochę się zdziwiłem, bo był to listopadowy, późny niedzielny wieczór. Najpierw kupię gaz i benzynę, a potem zadecyduję, najwyżej zrezygnuję. Tankowanie, płacenie kartą, nabijanie drugiej punktami, odebranie trzech promocyjnych kuponów i odmówienie propozycji zakupu płynu do spryskiwaczy, kawy i hot-doga zabrało sporo czasu. Nie zdziwiłem się więc, że przed myjnią zaszły zmiany. Volvo odjechało, na jego miejsce wjechał oczekujący w krótkiej kolejce samochód, była to leciwa toyota corolla. Nie wahałem się, stanę jako pierwszy i jedyny oczekujący, a skoda zaraz odjedzie, przecież stoi w myjni już co najmniej od 20 minut. Zaparkowałem okrakiem pomiędzy dwoma stanowiskami, a nuż z toyotą pójdzie jednak szybciej? Ten krótki czas oczekiwania postanowiłem przeznaczyć na przejrzenie kuponów, które wręczył mi pracownik stacji: 100% punktów Payback za zakup min. 25l paliwa regularnego, odbierzesz pyszną dużą białą lub czarną kawę za 2 zł i przeznacz punkty na jeden z produktów Black+Decker oferowanych w atrakcyjnych cenach. Skończyłem, a skoda nie odjechała. Trochę długo, pomyślałem. Rozejrzałem się i z podwójnym zdziwieniem dostrzegłem, że kojarzę właścicielkę toyoty, prowadzi własny biznes, ulokowany w strefie kultury, i że (to drugie zdziwienie) nie zaczęła jeszcze myć pojazdu, tylko nerwowo obchodzi go, otwiera drzwi i zagląda do schowków. Chyba szukała przez ten czas pieniędzy, bo w końcu wrzuca monetę. Tu muszę dodać, że opłaty za myjnię na tej stacji są wyjątkowo bandyckie, 1 zł za 45 sekund. Zaczyna się w końcu mycie toyoty. Uwagę przenoszę na skodę. Młodemu kierowcy ubranemu w sportowy strój skończył się opłacony czas. Zacząłem szykować się do uruchomienia samochodu, ale sportowiec nie odjechał, wyjął wielką gąbkę i z energią zaczął trzeć błyszczącą już karoserię. Przeniosłem wzrok na właścicielkę toyoty, właśnie skończyło jej się ciśnienie w myjce, musiała wrzucić najmniejszy nominał. Nie łudziłem się, że skończyła, ledwo przecież zaczęła. Plącząc się w wąż dostarczający wodę podeszła do automatu i po kolejnych poszukiwaniach wrzuciła następną monetę, a raczej już monety, to było logiczne po doświadczeniu, ile działa maszyna gdy dostarczyć jej drobnego bilonu. Gorąca woda z mikroproszkem Powerpearl Micropowder trysnęła, a ten od skody nadal kolistymi ruchami pocierał auto. Nie zdążył skończyć gdy właścicielce toyoty, przyjmijmy pani C. znów skończył się opłacony czas. Czyżby chciała umyć samochód dwoma złotymi? Nie byłoby to specjalnie dziwne, też nie lubię przepłacać, ale w półtorej minuty nie da się umyć auta. Wrzuca więc po raz kolejny. Opłacony przez właścicielkę toyoty automat po raz trzeci zatrzymuje się zanim kierowca skody przestaje używać gąbki. Gdy w końcu przestaje, to pani C. wrzuca po raz czwarty monetę, lub, wciąż mam nadzieję, monety. Patrzę w lusterko. Za mną pojawia się kolejny samochód w kolejce. Po odłożeniu gąbki, szybkim krokiem właściciel skody zbliża się do mechanizmu poboru pieniędzy i wrzuca monety lub, jak bardziej przypuszczam, monetę, przecież chce tylko spłukać lśniącą karoserię. W tym czasie pani B. wrzuca po raz kolejny złotówkę, zaczynam przypuszczać, że to się nie zmieni. Skoda opłukiwana jest dokładnie, ale nie przesadnie długo, kierowca odkłada myjkę do stojaka. Patrzę w lusterko i widzę następny samochód ustawiający się na końcu kolejki. Koncentruję się w tym momencie na skodzie, zaraz odjedzie. Jej właściciel podchodzi jednak do zamocowanego na haku rowerowego bagażnika szwedzkiej firmy i odchyla go do tyłu. Ten model sprytnie jest tak skonstruowany, że można go przechylić by otworzyć tylną klapę hatchbacka lub kombi. Jednak właściciel skody nie otwiera klapy, tylko sięga po odłożoną gąbkę i zaczyna tym razem wycierać bagażnik, który odchylił by mieć po prostu lepszy do niego dostęp. Z tyłu ustawia się kolejne auto. Przestaję liczyć, który raz pani od toyoty wrzuca najmniejsze z przyjmowanych przez urządzenie nominałów. Sportowiec skończył właśnie szorowanie bagażnika, sięga po pieniądze i uruchamia myjkę, spłukuje, pani C. wrzuca po raz kolejny złotówkę, a  ja patrzę. W lusterku widzę, że osoby w autach, już w pięciu, też patrzą i komentują. Pani C. wrzuca jeszcze kilka razy monety w rytmie co 45 sekund, a kierowca skody opłukuje dokładnie każdy element bagażnika i odkłada myjkę. Dopiero wtedy zauważam, że ma wyjęte z samochodu dywaniki. Otrzepuje je i mocuje na specjalnych uchwytach. Wrzuca monety i myje gumowe prostokąty, gdy kończy sięga po gąbkę, potem jeszcze tylko płukanie wodą pod ciśnieniem, więc wrzuca jeszcze raz.  W tym czasie pani C. poświęca jeszcze 3 zł. Na 3 raty. Skoda odjeżdża. Tkj.

sobota, 4 listopada 2017

Winobluszcz trójklapowy

Porządkując archiwum wpadły mi w oko zdjęcia, które jakiś czas zrobiłem w czasie kręcenia klipu reklamowego w naszym mieszkaniu. Tytuł "winobluszcz" dlatego, że patrząc na tę fotografię widzę przede wszystkim mój winobluszcz, który, gdy tylko na chwilę wyjechałem, wyciął nienawidzący mnie sąsiad, tak jak i dziesiątki innych roślin.




czwartek, 2 listopada 2017

W Castoramie

przedwczoraj szukałem czegoś w co opakuję prace na wystawę. I znalazłem tekturę falistą.


Przy okazji zapraszam w środę do Galerii Spokojna, jest to galeria Wydziału Sztuki Mediów Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, na godzinę 17.