środa, 25 listopada 2020

Wszystko składane (72)

Dotarłem do końca Dudziarskiej. Choć to już chyba nie Dudziarska, bo na Google Maps droga zmienia nazwę na Kozią Górkę, a potem na Wiatraczną. Widać od jakiegoś czasu, że zbliżam się do końca. Droga jak klin wbija się, ale nie jest w stanie rozbić industrialnego terenu. Dalej już nie można pójść, a po bokach potężne kolejowe tereny. To miejsce można z łatwością zobaczyć na wspomnianych wcześniej mapach. Nie miałem ochoty zawracać. W tym miejscu są też szczątkowe ogródki działkowe tzw. "Rodos". Patrząc na butwiejące domki wystające z chaszczy trudno uwierzyć, że ktoś z nich tu jeszcze korzysta. Widziałem wiele pracowniczych ogrodów działkowych (dodam, że je lubię), ale to najnędzniejszy z nich. Właśnie miałem zawracać, gdy rozchyliły się gałęzie, ujrzałem twarz i nagi tors starszego mężczyzny. Wyglądał jak marynarz z krążownika Aurora po ciężkiej nocy. Spytałem, czy można wydostać się stąd inaczej niż idąc z powrotem. Wskazał mi na kolejne krzaki i powiedział, żebym szedł prosto przez tory to wyjdę się na dziurę w ogrodzeniu. Potem zasalutował i gromkim głosem przedstawił się jako podporucznik Ziemniak (czy jakoś tak, bo nie dosłyszałem). Odsalutowałem i złożyłem propozycję zrobienia portretu. Spotkałem się ze zdecydowaną odmową, wyraziłem wielki żal i ruszyłem przez tory. Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty... przekraczałem kolejne z Bromptonem pod pachą wypatrując sokistów. Odwróciłem się, chaszcze, z których wyszedłem zmalały tak, że gdybym zawrócił to nie wiem czy odnalazłbym miejsce, z którego wyszedłem. W takiej sytuacji oznaczałoby to, że błąkałbym się po nieprzyjaznym terenie. Pozostało mi tylko liczyć, że obietnica "podporucznika" sprawdzi się, jedenaście, dwanaście... jest .


2 komentarze: